piątek, 28 czerwca 2013

Dream team

Było już o wymarzonym miejscu, teraz czas na wyśnioną drużynę ;) Muszę przyznać, że mam ogromne szczęście. Nie tylko uwielbiam swoją pracę ( która pozwala mi na rozwijanie pasji), ale także pracuję ze wspaniałymi ludźmi. Każdy z nas jest specjalistą w swojej dziedzinie, ale jednocześnie tworzymy zgrany zespół, w którym wszyscy sobie nawzajem pomagają. Brzmi zbyt utopijnie? Oczywiście, zdarzają się również nieporozumienia, ale staramy się szybko rozwiązywać problemy. 
Poniżej efekty ostatniej sesji zdjęciowej całego team'u :)







od lewej: Burkhard, John, Matt, Simon, Jola, Ewi, Ally, Lucie, Natascha


poniedziałek, 24 czerwca 2013

X jak Xperience

Na Rodos przebywam już ponad dwa miesiące. W trakcie tego czasu nawiązałam wiele ciekawych znajomości. Tak zwane "social life" kwitnie w Kiotari przede wszystkim wieczorami. Animatorzy, pracownicy punktów gastronomicznych i lokalna społeczność spotyka się niemalże codziennie w shimbas. Jest to beach bar, miejsce bardzo klimatyczne z muzyką typu chillout, dance, latino, rock... W zależności od dnia tygodnia, repertuar zmienia się. 

Z przyjaciółką Britt w Shimbas

Do grona moich najbliższych znajomych należą animatorzy z belgijskiej firmy xperience. Jest to firma niezależna od hoteli należących do sieci MITSIS. Organizuje imprezy sportowe, promuje aktywność fizyczną i wypoczynek "w ruchu". Goście przyjeżdżający do hotelu Rodos Village i Maris są często również gośćmi xperience. Niedawno zostałam zaproszona na wspólne grillowanie w domku na plaży. Wspaniali ludzie, pyszne jedzenie, piękne widoki - to moje dolce vita :)

Britt jest animatorką z Xperience

Melvin przygotowuje pyszności!
Mmm, już prawie gotowe...
Jeszcze tylko kilka minut i...

Pyszne hamburgery gotowe :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

życie na fali

Gdy miałam dziesięć lat ktoś zadał mi pytanie o znaczeniu egzystencjalnym: Co chciałabyś w życiu robić? Zazwyczaj dziewczynki w tym wieku wyszukują różne, typowo kobiece zawody i często padają odpowiedzi: chcę zostać aktorką, piosenkarką, modelką, fryzjerką ... poprawcie mnie jeśli się mylę. Nie chcę operować stereotypami, ale podejrzewam, że rzadko które dziecko mając dziesięć lat precyzyjnie jest w stanie zaprezentować swoje plany na przyszłość. Moje też nie były precyzyjne, ale za to wiedziałam już co lubię robić - co sprawia mi ogromną przyjemność. Odpowiedziałam: Chcę pływać na windsurfingu. Reakcja dorosłego była przewidywalna - ironiczny uśmieszek, po czym kolejne pytanie. - Ale jak chcesz zarabiać na życie? Tutaj też wiedziałam dokładnie co powiedzieć - Pływając na windsurfingu! Uśmieszek stał się jeszcze bardziej ironiczny. Po latach przypomniałam sobie tę sytuację i teraz ja uśmiecham się do siebie. Bo mając dwa tytuły magistra - z zakresu socjologii i prawa - na życie zarabiam właśnie pływając na windsurfingu.

Sport ten odkąd sięgam pamięcią był moją ogromną pasją, zamiłowaniem. Tak wielkim, że mając szesnaście lat zaczęłam trenować formułę windsurfing. Przez trzy lata startowałam w krajowych i międzynarodowych zawodach, po czym uzyskałam uprawnienia instruktorskie. Windsurfingu uczyłam w Polsce, Hiszpanii, Egipcie... ale to właśnie Rodos działa na mnie jak magnez i przyciąga każdego roku. Warunki do pływania na desce z żaglem są tu znakomite. Także jak tylko mam wolną chwilę, wskakuję na moją ukochaną Roberto Ricci i szusuję na falach. Poniżej kilka zdjęć z ostatniej sesji w Kiotari. Gdy pływam, czuję że żyję!














niedziela, 9 czerwca 2013

Pocisk

Muszę się przyznać, że od pewnego czasu przeżywałam perypetie związane z brakiem środku transportu. Niestety, magiczna kometa - skuter od Nataschy, przeszedł na emeryturę i oto zostałam skazana na przemieszczanie się do pracy i z pracy na piechotę. Zawsze można też złapać stopa, ale nigdy nie wiadomo do końca na kogo się trafi, więc moim zdaniem spacer jest o niebo lepszy. Jednak przejście się z mojego mieszkania do pracy trwa ponad pół godziny. Można tak sobie pójść raz, dwa, kilka razy... ale codzienny rytuał bywa męczący. Myślałam zatem nad tym, aby kupić używany skuter. Okazało się jednak, że nie wystarczy uzbierać określoną sumę, ale potrzebna jest cała masa dokumentów. Doszłam więc do wniosku, że może rower byłby też dobrym rozwiązaniem. Gdy odwoziłam Kasię na lotnisko w zeszłym tygodniu, pojechałam też do miasta i znalazłam sklep z jednośladami. Bullet, czyli POCISK, od razu przykuł moją uwagę. Zgrabna dameczka, koszyczek z przodu, światełka - czego chcieć więcej. Nie zastanawiając się długo dokonałam zakupu. Po tygodniu jeżdżenia na pocisku muszę przyznać - uwielbiam to! :) Jest wygodny i droga do pracy zajmuje mi teraz niecałe 10 minut. A wieczorami jeżdżę pociskiem do lokalnego klubu shimbas, aby zobaczyć się ze znajomymi. Nie zamieniłabym go na żaden inny! A oto jak się prezentuje:






wtorek, 4 czerwca 2013

Co się dzieje gdy "wiatr do brzegu" wieje

We wtorek wieczorem nastąpił moment ewakuacji. Wszystkie łodzie, glassbottom boat oraz jacht zostały przetransportowane do bezpiecznej zatoki ( VLICHA) lub zupełnie wyciągnięte z wody na brzeg. Dlaczego? Otóż przy silnym wietrze do brzegu morze staje się niezwykle wzburzone. Przybój wzrasta tak bardzo, że wręcz niemożliwe jest cumowanie przy plaży. Wówczas ewakuujemy wszystkie łodzie, a gdy trudne warunki klimatyczne utrzymują się - nie pracujemy.

Nie oznacza to jednak, że centrum sportów wodnych zostaje całkowicie zamknięte. Ktoś musi zawsze "stać na straży". Tym razem wybór padł na mnie. Całą środę spędziłam na plaży, obserwując bałwany Morza Śródziemnego. Wyglądały one dokładnie tak:







Nie byłam jednak zupełnie sama na plaży. Towarzystwa dotrzymywały mi Kasia i Britt, które przeznaczyły ten dzień na zażywanie kąpieli słonecznych i dobrą lekturę. Był to niewątpliwie bezcenny czas na regenerację sił i nabranie energii do działania. A już niedługo zaczyna się wysoki sezon, zatem każda chwila odpoczynku jest na wagę złota. 

Britt
Z dziewczynami :)
Kasia ze swoim kindle